Mariquita Mariquita
63
BLOG

Mędrzec przemówił, czyli jednoosobowa Solidarność

Mariquita Mariquita Polityka Obserwuj notkę 2

Przez długi czas uważałam Lecha Wałęsę niemalże za rycerza na białym koniu. Wynikało to jednak głównie z mojej niewiedzy - jedynym źródłem wiedzy była dla mnie Gazeta Wyborcza i Polityka; sama natomiast nie mogłam pamiętać nawet tych czasów, kiedy Wałęsa był prezydentem, więc musiałam wierzyć redaktorom na słowo.

Myślałam sobie: Kurczę, sam jeden pokonał komunizm, co za wielki człowiek! Pierwszy czar prysł, kiedy usyszałam jakąś jego wypowiedź. Kolejny, kiedy zagłębiłam się w dzieje jego prezydentury. Ostatecznie pojawiła się sprawa "Bolka", w którą może bym nawet nie uwierzyła, gdyby nie to, jak się zachowywał na początku lat 90., i którą nawet bym się nie przejęła, gdyby powiedział: "Słuchajcie, byłem młody, bałem się o siebie i rodzinę, ale później sam się z tego wyplątałem i doprowadziłem nas do zwycięstwa. Przepraszam." I już, byloby po sprawie. Ba, nawet by zyskał w moich oczach, i to jak! Ale nie, to nie mogło się zdarzyć i nie zdarzy się nigdy. Człowiek o tak wielkim ego nie przeprasza. Megaloman nie mówi, że zawinił - on jest przecież  żywą legendą, bohaterem, nieskazitelnym pomnikiem.

I ten właśnie pomnik, kilka dni temu oświadczył, że niech no ziemia lekką będzie dla Anny Walentynowicz, ale w sumie to szkodziła mu bardziej niż SB! Teraz natomiast mówi, że Lech Kaczyński był nikim w Solidarności. Hmm, jeśli śp. Kaczyński był nikim, to rozumiem, że nikim byli również ludzie o podobnych  funkcjach i stanowiskach, wielu z nich jest prawdopodobnie nadal przyjaciółmi mędrca naszego europejskiego i mimo woli są przez niego obrażani. Nie mówiąc już o innych działaczach, mniej sławnych, znajdujących się niżej w hierarchii, ale również potrzebnych i ważnych.

Okazuje się bowiem, że Solidarność to był tylko i wyłącznie Lech Wałęsa, a cała reszta była tylko jego tłem (pewnie nawet niepotrzebnym). Okazuje się także, że bez Wałęsy nadal  żylibyśmy w ojczyznie ludowej. Z całym szacunkiem dla zasług pana prezydenta (których mu nie odbieram), ale gdyby nie on, to byłby ktoś inny, może nawet lepszy.

Zresztą, już wtedy, w latach 80. Wałęsa nie cieszył się bezgraniczną miłością robotników. Mój ojciec, który przestał popierać Wałęsę dopiero po tym, jak się zaczął kumplować z Jaruzelem, cały czas wspomina, jak miał być strajk generalny (tata był akurat wtedy na Ursusie) i nagle Wałęsa dogadał się z władzą i strajk odwołali. Już wtedy "psioczono" na niego, że ich zdradził. Słyszałam również opowieści byłego stoczniowca, który wspominał, jak Wałęsa dosłownie zaszczuwał Annę Walentynowicz i małżeństwo Gwiazdów. To nie są wspomnienia ludzi z pierwszych czy nawet dziesiątych stron gazet, tylko  zwykłych ludzi z czasów ich młodości, którzy nie rozumieją, co stało się z ideałami, o które niegdyś walczyli. Dlatego też nie pojawia się na obchodach rocznicowych, bo zwyczajnie naraził się ludziom.

Megalomania byłego prezydenta nabrało dodatkowo mocy po nawróceniu się przez Gazetę Wyborczą i rozpoczęciu wychwalania go pod niebiosa. Trochę to śmieszne swoją drogą, że ludzie, którzy nazywali go niegdyś dyktatorem, antysemitą, którzy wołali, aby go odbrązowić, bo nieskazitelny nie jest, nagle ogłosili, że Lech Wałęsa to dobro narodowe (akurat im zasłużył się tylko i wyłączne kłótnią z braćmi Kaczyńskimi).

W każdym razie, szkoda, że Wałęsa nie zaszył się w domowym zaciszu po przegranych przez niego wyborach, wszyscy, łączne z nim samym, wyszliby na tym lepiej. Ale skoro już bryluje w mediach, to niech nabierze trochę ogłady i pokory i zrozumie, że bez tych, co nic nie znaczyli, on sam byłby wart mniej niż zero.

Mariquita
O mnie Mariquita

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka